spiewal o niej jan kiepura

Jan Wiktor Kiepura (ur. 16 maja 1902 w Sosnowcu, zm. 15 sierpnia 1966 w Harrison [1]) – polski śpiewak ( tenor) i aktor . Cieszył się dużą popularnością na arenie międzynarodowej, odnosząc sukcesy na scenach czołowych teatrów świata, jak również w salach koncertowych. John Thade, the son of the famous tenor Jan Kiepura, will give a concert in Sosnowiec, his father’s birthplace in southern Poland, on May 27. Thade, who is also a singer, was born in 1944. He wyk.Jan Kiepura -La Spagna muzyka Vicenzo Di Chiara Torna a SurrientoEuropejski Festiwal im.Jana Kiepury w KrynicyEuropean Festival śpiewał o niej Kiepura. Hasło Określenie hasła; Ninon: śpiewał o niej Kiepura: Ramona: śpiewał o niej Armstrong: Krzyżówka Jul 22, 2014 - Austrian postcard by Iris-Verlag, Wien, no. 720-1. Photo: Paul M. Vajda, Budapest. Polish actor and singer Jan Kiepura (1902-1966) was one of the grand tenors of the 20th century and with his handsome smile he also became a popular film star. Solo and together with Marta Eggerth he starred in many popular film opere… Phrase Type Pour Draguer Site Rencontre. Strona 1 z 2Co wieczór, mówiłam: „Nienawidzę go, nie cierpię”. A moja matka na to: „Jesteś w nim po prostu zakochana” – tak Mártha Eggerth wspominała początki znajomości z Janem Kiepurą. Znajomości, która zamieniła się w wielką miłość. Otoczony tłumem kobiet śpiewał, stojąc na stole, na berlińskim balu sylwestrowym w 1933 roku. Jednak to wcale nie ta scena utkwiła Márcie Eggerth najbardziej w pamięci. Wspominając tamtą zabawę, na której przedstawiono ją królowi tenorów, opowiadała: „Kiepura uścisnął mi dłoń, ale nie był to zwykły, konwencjonalny uścisk. Tak przynajmniej mi się wówczas zdawało”. Jak wyglądały początki znajomości Márthy Eggerth z Janem Kiepurą? Mártha, węgierska aktorka i śpiewaczka, miała wówczas 22 lata, Jan Kiepura był o 9 lat starszy i już wtedy cieszył się ogromną popularnością. Znaleźli się na tym samym balu, bo oboje zatrudniała wytwórnia filmowa UFA, organizująca zabawę. Chyba tylko jej się zdawało, że podczas życzeń została obdarzona specjalnym rodzajem czułości. Gdy spotkali się na planie filmu „Dla Ciebie śpiewam”, otoczony wianuszkiem wielbicielek Kiepura nie nawiązał ani słowem do tamtej miłej chwili. „Nie dostrzegał mnie” – snuła wspomnienia Mártha jako już starsza pani. „Powiedział nawet, że skoro przyszedł z Opery Wiedeńskiej i La Scali, to nie będzie śpiewać w duecie z tą małą Márthą Eggerth. Z tą małą! Byłam wściekła na niego. Co wieczór, przychodząc do domu, mówiłam matce: „Nienawidzę go, nie cierpię”. A moja matka na to: „Jesteś w nim po prostu zakochana”. Ale choć miała wrażenie, że Jan nie zwraca na nią uwagi, to okazało się, że bardzo dyskretnie zerkał w jej stronę i na swój sposób ją wyróżniał. W filmie partnerowały mu trzy aktorki, z każdą miał scenę pocałunku. Mártha była trzecia. Po nakręceniu sceny z dwiema pierwszymi Kiepura, w trosce o swoje gardło, biegł do garderoby, by je wypłukać płynem odkażającym, w obawie przed wirusami. Gulgotał przy tym i pluł, wspominała śpiewaczka. Gdy całował Márthę, przedłużył tę scenę ponad wyznaczony czas i zapomniał o rytuale płukania gardła. reklama Flirtował, adorował, czarował... Jan Wiktor Kiepura, chłopak z Sosnowca, należał do szczęściarzy. Zamarzył o sławie, zrobił oszałamiającą karierę na scenach operowych i operetkowych świata, także filmową. Oprócz pięknego głosu dostał od losu zmysł do interesów oraz charyzmę zjednującą mu życzliwych ludzi. Nie tylko zgromadził, ale wciąż pomnażał ogromny majątek. Kobiety za nim szalały, a on nie pozostawał obojętny na ich wdzięki. Przystojny, elegancki, szarmancki flirtował, adorował, czarował – niczym w swoim wielkim przeboju – i brunetki, i blondynki. Kiedy występował, jego wielbicielki mdlały, wpadały w histerię, próbowały się wedrzeć na scenę. A w Budapeszcie jedna z nich z nadmiernej ekscytacji nawet… ugryzła go w łydkę. Zazdrośni amanci oraz mężowie zakochanych w nim pań najchętniej utopiliby go w łyżce wody. Cała Warszawa aż huczała o incydencie w modnej cukierni, kiedy to jeden z nich, wściekły na narzeczoną flirtującą z Kiepurą na jego oczach, zwymyślał śpiewaka publicznie od szczeniaków i łotrów spod ciemnej gwiazdy, a artysta w odpowiedzi wysłał zazdrośnikowi sekundantów. Krew jednak się nie polała, bo narzeczony, ochłonąwszy, „uchylił się od dania satysfakcji”. Jan korzystał z życia pełną gębą, ale uczuciowo jakoś nie mógł się ustatkować. W liście zwierzył się przyjacielowi: „Mam wszystko: sławę, pieniądze, mercedesy, entuzjazm tłumów wielotysięcznych, kobiety, kochanki, odznaczenia, zaszczyty, wszystkie domy Europy otwarte, wszystkie panny z otwartymi rękoma i... rozłożonymi nóżkami czekają na mnie […] słowem wszystko mam, co do szczęścia trzeba, lecz szczęśliwym nie jestem. […] Pragnę szczerze i wiernie, i do szaleństwa kochać, ale nie znajduję duszy, którą by kochać warto i którą by Bóg wyposażył jednocześnie i w mózg, i w piękną duszę!”. Na ten tematCo dzieli to łączy„Obawiam się, że jestem dla pana zbyt wysoka". – „Proszę się nie martwić, sprowadzę panią do swojego poziomu". Tak wyglądała pierwsza rozmowa Katharine Hepburn i Spencera Tracy'ego. I początek wyjątkowej miłości dwóch największych indywidualności za mąż i... zostałam„Wyszłam za mąż, zaraz wracam" napisała Maria Czubaszek. Ale w swoim drugim małżeństwie wytrzymuje już 30 lat. Ukochane Jana Kiepury: Panna Guga i Zofia Pierwsza miłość dopadła go jeszcze w czasach młodości. Obiektem westchnień była tajemnicza panna Guga, zwana też Zionkiem lub Mizikiem, której tożsamości nie udało się ustalić biografom artysty. Po raz pierwszy wspominał o niej w liście do matki w sierpniu 1920 roku, pisanym z Torunia, z wojska, do którego zgłosił się na ochotnika. Jednak uczucie było wyboiste. Już dwa miesiące później, w październiku, Jan przebywający na kursie artylerii morskiej w Grudziądzu skarżył się Mietkowi Szafrudze: „Jestem zły na Gugę, że nic nie pisze od pewnego czasu. Ma rację, dobrze robi. Nie będziemy sobie nawzajem zawracać głowy”. Dwa lata później nastąpił ostateczny kryzys. W papierach Jana zachował się list z marca 1922 roku, a więc z czasów, kiedy teoretycznie studiował w Warszawie prawo, a praktycznie, w tajemnicy przed ojcem, pobierał lekcje śpiewu solowego u słynnego profesora Wacława Brzezińskiego. Tak pisał do Gugi: „Mizik, doprowadzasz mnie do wściekłości i radzę, bądź ostrożna, byś nie przebrała miary”. List nie został wysłany, ale od tamtej pory Guga zniknęła z korespondencji Kiepury. Już jako sławny śpiewak, występujący na największych scenach Europy, w 1928 roku spotkał Zofię Batycką, córkę lwowskiego adwokata. Poznali się na wakacjach w Truskawcu. Ona miała 20 lat, była olśniewająco piękna, studiowała w Szkole Głównej Handlowej i pragnęła zostać aktorką. Sześć lat starszy i niemal pół głowy niższy Jan adorował ją na zabój, a rodzice obojga spodziewali się, że lada moment zabrzmi marsz Mendelssohna. Niestety związek zaczął się chwiać. Kiepura dużo w tym czasie koncertował i był w ciągłych rozjazdach. Zofia zaś zdobyła tytuł Miss Polonia, co mocno przewróciło jej w głowie. Spodobał się jej wielki świat, którego Jan był częścią i postanowiła się w nim zadomowić. A że jego kontakty ze światem filmu otworzyłyby jej drzwi do kariery aktorskiej, zaczęła nalegać na jak najszybsze małżeństwo. Przyciśnięty do muru Jan powiedział jednak „nie” i zerwał zaręczyny. Obrażony papa Batycki nie omieszkał zrugać korespondencyjnie nie tylko niedoszłego zięcia, ale i bogu ducha winnego Franciszka Kiepurę. Wypomniał też bujne życie Jana i jego niedopasowanie – syna prostego piekarza – do zacnej mieszczańskiej rodziny. 13 sierpnia 1966 r. Jan Kiepura wystąpił po raz ostatni - zaśpiewał na koncercie polonijnym w Port Chester w Stanach Zjednoczonych. Dwa dni później słynny tenor zmarł na atak serca w swojej rezydencji w Harrison, nieopodal Nowego Jorku. Został pochowany w Alei Zasłużonych na warszawskim Cmentarzu Powązkowskim – zgodnie z jego życzeniem, by spocząć w mieście – jak tłumaczył – którego nigdy nie przestał września 1966 r. przed kościołem św. Krzyża w Warszawie zgromadził się wielotysięczny tłum. Mieszkańcy stolicy żegnali swojego ulubionego śpiewaka. Trumna z ciałem Kiepury została wystawiona w holu Teatru Wielkiego. Warszawa, której śpiewał w latach młodości, zginęła na wojnie. „Do dziś nie jestem pewien, czy stara Warszawa, dążąca na Powązki za tą trumną, nie wędrowała również po to, żeby pogrzebać własną młodość” – napisał Jerzy w Sosnowcu Kiepura stał się jednym z symboli przedwojennej Warszawy, nazywanej „Paryżem Północy”. W stolicy, zanim stał się gwiazdą teatrów i kin, Kiepura studiował prawo na Uniwersytecie Warszawskim, zgodnie z wolą rodziców. W tajemnicy przed nimi, w przerwach między zajęciami, przyszły śpiewak pobierał lekcje muzyki u Wacława Brzezińskiego. Przeznaczał na nie większą część swoich skromnych funduszy. Po pewnym czasie nauczyciel odmówił przyjmowania opłat – kazał Kiepurze kupić eleganckie ubranie i nowe buty. Dziurawe rozkazał zasłynął nie tylko dzięki barwie głosu, ale także intensywności swoich występów – za którą często był także ganiony. Znana była jego pracowitość: plotki głosiły, że Kiepura godzinami potrafił ćwiczyć jedną frazę, nim uznał, że osiągnął zadowalające go brzmienie. Zachowały się jedynie nieliczne nagrania, będące dokumentem perfekcjonizmu artysty, realizowane dla „Odeonu” i „Columbii”.Po raz pierwszy zaśpiewał publicznie w Sosnowcu w 1923 r., a rok później występował już w Operze Warszawskiej, w roli górala w „Halce” Stanisława Moniuszki. Krótko jednak cieszył się tym wyróżnieniem – chcąc zaprezentować swój kunszt, nie zwracał uwagi na wskazówki i wymagania dyrygenta. Wkrótce stracił rolę. Jego występy w stolicy nie przyciągnęły tłumów, na jakie liczył.„Jakież to smutne, że artyści polscy muszą niemal bez wyjątku szukać sławy za granicą, bo w kraju nie ma dla nich miejsca” – narzekał. „Żaden z tych, których zagranica zrobiła wielkimi i na cały świat sławnymi, nie znalazł swego czasu uznania w kraju. Dziwna jakaś zawiść panuje u nas pod tym względem, dziwny brak entuzjazmu, którego atmosfera tak sprzyja rozwojowi każdego talentu” – dodawał w wywiadzie z 1927 namową przyjaciół postanowił spróbować sił za granicą. W 1925 r. śpiewał we Lwowie, w „Fauście”, a także w wiedeńskim Theater an der Wien w „Zemście nietoperza”, oraz w Staatoper w „Tosce”. Sława Kiepury zaczęła stopniowo rosnąć. Wkrótce o jego usługi zabiegały teatry i opery w Mediolanie, Berlinie, Paryżu, Buenos Aires, Budapeszcie, Pradze, Chicago i Sao Paolo. Kiepura został światową latach 30. śpiewak zaczął korzystać z dobrodziejstwa nowego medium, kina. Nie tylko zwiększyło to popularność Kiepury w kraju, ale uczyniło z niego idola, obiekt adoracji tłumów. Część filmów, w których zagrał, wyprodukowano także w kilku wersjach językowych, z zamiarem pokazywania w kinach amerykańskich czy niemieckich. Do najsłynniejszych filmów z udziałem Kiepury należą „Neapol, śpiewające miasto” (1930), „Pieśń nocy” (1932), „Czar cyganerii” (1937) i „Przygoda trwa dalej” (1939).Gdy wracał do Warszawy, był witany jak gwiazda. Wyprzedziła go jego międzynarodowa sława. Nie zdecydował się jednak na stałe osiąść w Polsce, mając ważne kontrakty z teatrami i operami w Londynie, Paryżu i II wojny światowej zastał go w Paryżu. Pytany przez dziennikarzy, czy zamierza kontynuować występy, śpiewak odpowiedział: „Teraz jestem tylko żołnierzem, żołnierzem polskim, a moja żona, Martha Eggerth będzie służyć w Polskim Czerwonym Krzyżu. Oboje wypełniamy swój obowiązek” – powiedział „Grand Echo du Nord de la France”. Kiepura poślubił węgierską sopranistkę i aktorkę trzy lata wcześniej. Wkrótce małżeństwo wyjechało do Stanów Zjednoczonych.„Starałem się koncertami przez radio, w prasie i innymi wystąpieniami publicznymi zwrócić uwagę świata na cierpienie naszego narodu (...) Ja do was przyjadę. Będę śpiewał w teatrach i przed teatrami, w salach koncertowych i na taksówce – na ulicy. Biednym i bogatym. Pragnę, byście mnie zachowali w waszych sercach” – tłumaczył w liście do Fundacji Chopina, do którego dołączył pieniądze. Wspomagał także Fundusz Pomocy 1938 do 1942 r. regularnie występował w nowojorskiej Metropolitan Opera (utrwalone zostało wykonanie „Rigoletta” Verdiego z udziałem polskiego śpiewaka z 1939 r.), a także na Broadwayu, w „Wesołej wdówce” Ferenca Lehara. Przedstawienie okazało się wyjątkowo popularne, wystawiane w wielu krajach, w czterech wersjach językowych. „Wesołą wdówkę” grano ponad 900 razy. Przyjął także obywatelstwo amerykańskie i cieszył się entuzjastycznymi recenzjami w nie mógł zaśpiewać w kraju. Nie dostał wizy do komunistycznej Polski, niechętnie spoglądającej na artystów „zachodnich”. Ani Jan, ani jego brat Władysław nie mogli przyjechać na pogrzeb ojca, w 1951 r. Komunistyczne gazety prześcigały się w publikowaniu paszkwili o śpiewaku, symbolu dawnej „burżuazyjnej” Polski. Podawano nawet informacje o jego Polski przyjechał dopiero w 1958 r. Fatalne recenzje i złośliwe artykuły PRL-owskiej prasy nie przyniosły rezultatów. Na Okęciu Kiepurę witały tłumy warszawiaków. Śpiewał dla tłumu z balkonu Hotelu Bristol, przemawiał do widowni z dachów samochodów czy okna wagonu – dokładnie tak, jak 1967 r. ogłoszono stworzenie dorocznego Europejskiego Festiwalu im. Jana Kiepury, który odbywa się w Krynicy-Zdroju, w której w okresie międzywojennym śpiewak wybudował willę „Patria”. Jan Kiepura specjalnie dla kobiet! Już jutro z “Pomorską" zestaw największych przebojów wielkiego polskiego tenora. Na płycie amatorzy jasnego, czystego głosu Jana Kiepury znajdą takie utwory jak: "O sole mio", czy “Brunetki, blondynki", a także arie z wielkich oper: “Aida", “Rigoletto", “Tosca", “Cyganeria" i “Turandot". Piszą do nas- Z niekłamaną radością przyjąłem informację o płycie z największymi przebojami Jana Kiepury - chłopaka z Sosnowca - pisze do nas Maciej Puto, śpiewak i konferansjer, rodowity sosnowiczanin. - Bezsprzecznie Kiepura pozostaje największą chlubą tego miasta. Znam doskonale Pogoń - dzielnicę w której urodził się Jan Kiepura, bowiem mieszkałem w niej przez 23 lata. Znam opowieści starszych sosnowiczan, którzy wspominają jak ongiś młody Jaś wraz ze swym bratem Ladisem - jak pieszczotliwie mówił o nim Jan Kiepura - przychodzili na pasterkę do kościoła św. Tomasza, śpiewając wszystko... prócz kolęd. Piekarnia jego ojca Franciszka uchodziła za najlepszą na Pogoni. W Sosnowcu żywa jest pamięć o Kiepurze, w latach 80. minionego wieku powstał tam klub, który organizując koncerty i spotkania, propaguje pamięć o tym śpiewaku. Tyle moich wspomnień o rodzinnym mieście i samym Kiepurze, którego nigdy nie miałem szczęścia słuchać na żywo, bowiem przyszedłem na świat w kilka miesięcy po śmierci Mistrza. Wspomnienie artystyczneNiedługo w Bydgoszczy będzie można posłuchać pieśni Jana Kiepury w wykonaniu naszych artystów. Najprawdopodobniej już w maju odbędzie się Kiepuriada. - Wybraliśmy maj, bo Kiepura urodził się 16 maja, przy ul. Majowej - mówi Piotr Trella, tenor, współorganizator imprezy. Oprócz niego w przedstawieniu wystąpią Wiesław Raczkowski, Dawid Różański i Teresa Wędzińska. Kiepuriada będzie widowiskiem muzycznym, przetykanym ciekawostkami z życia Mistrza. - Zebraliśmy mnóstwo historii o Janie Kiepurze. Chcemy się nimi podzielić z publicznością. Poza tym warto pamiętać, że Kiepura zaczynał swoją karierę właśnie na scenach Bydgoszczy, Torunia i Inowrocławia. Jedną z ciekawszy opowieści odnalezionych przez bydgoskich artystów jest ta, jak Mistrz wstrzymał odjazd pociągu na stacji w Inowrocławiu. Poprzedniego wieczoru śpiewał pieśni z "Fausta" z pewną artystką. Scena wymagała, by pocałował ją w usta. Tak też zrobił, jednak kobieta na odlew uderzyła go w twarz. Kiepura był obrażony takim postępowaniem. Gdy odjeżdżał z Inowrocławia czekał w pociągu, aż w końcu śpiewaczka przeprosi go za ten incydent. Nie pozwolił lokomotywie ruszyć. I rzeczywiście pani owa pojawiła się na dworcu, przeprosiła Kiepurę, a pociąg mógł wreszcie odjechać. Jesień 1936 roku. Nie tylko w Katowicach, ale w Polsce całej huczy od plotek o zbliżającym się ślubie Jana Kiepury, słynnego śpiewaka, aktora i jednego z największych celebrytów II RP. Dokoła Jana Kiepury i jego zamierzonego małżeństwa z Martą Eggerth, artystką filmową, powstała już cała sieć plotek i niesprawdzonych wiadomości. Jedne pisma przynosiły wiadomości, że Kiepura zawarł już związek małżeński, inne przynosiły notatki o zapowiedziach ślubu lub też zaprzeczały poprostu obu tym wiadomościom - pisała jedna z ówczesnych gazet. 31 października okazuje się, że coś faktycznie było na rzeczy: Kiepura i Eggerth wreszcie wezmą ślub! I to w Katowicach. Gdyż Kiepura formalnie w nich mieszka, tu jest zameldowany. Jak się w ostatniej chwili dowiadujemy, dziś, w sobotę 31 października pociągiem pośpiesznym z Wiednia o godz. rano przybędzie do Katowic nasz sławny rodak Jan Kiepura wraz ze znaną gwiazdą filmową Martą Eggerth, swoja narzeczoną. Para narzeczeńska zamieszka w przygotowanych specjalnie apartamentach Hotelu "Monopol“ - zapowiada tego dnia "Polska Zachodnia". Poranne gazety wychodzą bladym świtem, więc gdy na dworzec wjeżdża o wpół do ósmej pospieszny z Wiednia, którym podróżują Kiepura i Eggerth, na peronie kłębi się tłum wielbicieli. Jak Kiepura śpiewał na dachu Na młodą parę czekają apartamenty w luksusowym hotelu Monopol. Mieści się on na rogu ulic Dworcowej i Dyrekcyjnej, o kilkadziesiąt kroków od dworca. Kiepura zna go dobrze, zatrzymywał się już tam niejeden raz. Z pewnością pamięta swój poprzedni przyjazd do Katowic, nocą z 13 na 14 lipca 1936. Mimo później pory fani byli czujni. A do tego jak zwykle domagali się od mistrza popisów wokalnych. Na dworcu Kiepura zdołał się wymówić (a raczej wykupić, kosztem autografów i pozowania do pamiątkowych fotografii), pod Monopolem skapitulował. Bo inaczej wielbiciele nie wpuściliby go do holu. W nocy rozległy się pięknie śpiewane piosenki - opisała tę magiczną chwilę na Dworcowej prasa - Wielu mieszkańców wyległo na odgłos śpiewu do okien w piżamach i nocnych koszulach. Kiepura wykonał wtedy dwie piosenki filmowe oraz "O sole mio". A nazajutrz zaśpiewał pod Monopolem powtórnie. Gdy tuż przed południem podstawiono pod hotel auto, którym maestro miał udać się do Wisły, dokąd do swej rezydencji w zameczku na Zadnim Groniu zaprosił go prezydent Mościcki, to (jak zanotował reporter "Śląskiego Kurjera Porannego") mimo ulewnego deszczu przed hotelem oczekiwały ukazania się Kiepury niezliczone masy publiczności. Wsadzono go na dach samochodu i znowu w deszczu zmuszono do śpiewania. Wśród wielkiego entuzjazmu pożegnano go i Kiepura odjechał do Wisły. Niech żyją Ślązacy! W dniu ślubu Kiepura na pewno dobrze pamięta tamte deszczowe piosenki w Katowicach (tym bardziej, że pogoda jest podobna, deszczowa, województwu śląskiemu grożą powodzie). 200 metrów dzielące Monopol od ratusza przy runku (gdzie mieści się też Urząd Stanu Cywilnego) państwo młodzi z rodziną i świadkami pokonują podstawionymi pod hotel o samochodami, do których zresztą też początkowo nie mogą się przebić przez rozemocjonowaną ciżbę. Nawet jeden z obecnych na miejscu policjantów proponuje: Ślub nie zając, teraz trza śpiewać! Co jest naturalnie żartem, ostatecznie mundurowi formują wzdłuż trasy przejazdu szpaler, umożliwiający Kiepurze, Eggerth i pozostałym dostanie się do magistratu, gdzie znowu trzeba było torować narzeczonym drogę do bramy. Oboje cieszyli się spontanicznym wystąpieniem mas ludzi. Marta Eggerth uśmiechała się z widocznym zażenowaniem; nie spodziewała się bowiem tego rodzaju owacyj (jak relacjonował reporter "Polski Zachodniej"). W ratuszu podejmuje wyjątkową młodą parę w swoim gabinecie prezydent Katowic Adam Kocur, by osobiście - co stanowiło rzadkość - udzielić jej ślubu cywilnego. Odpowiadając na życzenia złożone przez prezydenta, Kiepura wspomina kurtuazyjnie (a może jednak z nutą sarkazmu?), że ze Śląskiem łączą go bliskie stosunki, albowiem wychował się w sąsiednim Sosnowcu (zapamiętał korespondent "Nowin Codziennych"). Po ceremonii Kiepura przekazuje 1000 złotych na rzecz katowickich bezrobotnych. Hojny datek, aczkolwiek drugie tyle wyda na weselny obiad w Monopolu. Pod ratuszem wciąż oczekuje spragniony występu idola tłum. Uśmiechnięty Kiepura pokazuje się na balkonie magistratu, ale śpiewać odmawia, usprawiedliwiając się chrypką. Zważywszy okoliczności - kompletnie zrozumiałe, choć trudno rozstrzygnąć, czy przyczyną było towarzyszące ceremonii wzruszenie Mistrza, czy też może lampka szampana). Za to pani młoda czarująco i po polsku (co później podkreślano) pozdrawia zgromadzonych. Zaś pan młody, mimo iż nie zaśpiewał, wykrzykuje jeszcze z okna "Niech żyją Ślązacy!". Ślązacy rzecz jasna zachwyceni, więc entuzjazmowi i owacjom na cześć Kiepurów nie ma końca, a także w drodze z magistratu drogę musi im torować policja. Gdyż nowożeńcy udają się na weselne śniadanie, które spożyją na Kopernika 3, w mieszkaniu przyjaciela Kiepury i również śpiewaka, Jerzego Gardy. Po śniadaniu państwo młodzi wybierają się na krótką przejażdżkę do znajomych w Sosnowcu. Źródła nie są zgodne co do tego, czy odbywają ją samochodem, czy też Luxtorpedą (czyli nowoczesnym i ekskluzywnym, spalinowym wagonem pasażerskim). Prawda leżeć może pośrodku - z Katowic wyjechali tą drugą, zaś do limuzyny przesiedli się dopiero przy sosnowieckim dworcu. Z Luxtorpedy raczej skorzystali, gdyż miejsca w niej (jak odnotował dziennikarz "Śląskiego Kurjera Porannego") sprzedawane były po wysokich cenach znajomym Kiepury i dochód z tego tytułu został przeznaczony na F. O. N. (czyli Fundusz Obrony Narodowej). Po powrocie z Sosnowca nadchodzi pora na wystawny obiad w Monopolu, w którym uczestniczy kameralne grono zaledwie tuzina osób). Wieczorem nowożeńcy wyjeżdżają z Katowic samochodem, żegnani węgierskimi melodiami w wykonaniu cygańskiej kapeli. Jadą do Bytomia, gdzie wsiądą w pociąg do Berlina. Tego dnia Kiepura w Katowicach nie zaśpiewał. Ale jeszcze zaśpiewa. Ostatni koncert przed burzą 14 lipca 1939 roku. W ten piątkowy wieczór Jan Kiepura znów wysiada z pociągu na dworcu w Katowicach. I znów wśród wiwatów, oklasków, kwiatów i tłumów niezliczonych wielbicieli, z których kilku w końcu uniesie go na ramionach, po czym triumfalnie przemaszeruje... Dokąd? Ano jak zwykle, do pobliskiego Monopolu. I znów domagając się usilnie: "Mistrzu, prosimy o piosenkę!", a nawet "Jasiu, zaśpiewaj!". Ale tym razem Mistrz Jasio nie będzie się opierał, wyjdzie więc na narożny balkon swojego apartamentu na pierwszym piętrze Monopolu. I Kiepura śpiewa! Ponad Dworcową i Dyrekcyjną niosą się "Zejdź do gondoli" i "Umarł Maciek umarł". Szczególnie ta druga pieśń przyjęta została burzą oklasków. W międzyczasie Kiepura prowadził ożywioną rozmowę z nieznanymi ludźmi, otaczającymi gmach hotelu. Sypały się żarty, krzyżowały się pytania i odpowiedzi. Długo jeszcze gromadzili się ludzie przed hotelem, czekając na ponowne pojawienie się popularnego śpiewaka - pisze nazajutrz "Polska Zachodnia". Kiepura przyjeżdża do Katowic, by wraz z Gardą wystąpić na specjalnym koncercie na placu Powstańca (czyli dzisiejszym placu Sejmu Śląskiego). To występ w ramach trasy koncertowej po głównych miastach Polski, z których dochód przeznaczony jest na Fundusz Obrony Narodowej. Na konferencji prasowej w Monopolu artysta zdradza, że oprócz osobistego datku na FON w wysokości 50 tysięcy złotych, koncertami na FON zarobił dalsze 45 tysięcy. I sam tylko dochód z przedsprzedaży biletów na koncert w Katowicach przyniósł 15 tysięcy złotych. Nazajutrz, 15 lipca o Kiepura i Garda gromadzą na placu Powstańca 20 tysięcy widzów. Prócz klasycznych operowych arii także i tutaj rozbrzmiewa "Umarł Maciek, umarł" (w trawestacji pseudo-politycznej, jak ujmie to relacjonujący koncert dziennikarz). Entuzjazm jest nieopisany. Letnia pogoda dopisuje, groźnie pomrukująca gdzieś z oddali letnia burza szczęśliwie przechodzi bokiem i bisy trwają do Koncert kończy "Rota". Ale gdyby publiczność wiedziała, że to ostatni występ Kiepury w Katowicach na wiele, wiele lat - domagałaby się pewnie bisów do świtu. Powrót na balkon Monopolu Burza, która rozpętała się 1 września 1939, sprawiła, iż Kiepura przyjechał do Katowic po raz kolejny dopiero w roku 1958, by 6 i 9 października zaśpiewać w Hali Parkowej. Przedtem jednak wystąpił... na balkonie Monopolu! Wysiadłszy z pociągu na katowickim dworcu wśród rozbrzmiewającego z gardeł wypełniającej peron rzeszy wielbicieli "Sto lat!", jak za dawnych czasów został przez nich zaniesiony na rękach właśnie do tego samego hotelu, który znał tak dobrze i z którym łączyło go tyle dobrych wspomnień. I tak jak przed laty, wyszedł w nocy na balkon, by zaśpiewać oczekującym tego na ulicy fanom. W repertuarze nie zabrakło - jakże by inaczej - "Umarł Maciek, umarł". Val Rae Photography @photo_valraePubliczność zgromadzona wczoraj 11 sierpnia wieczorem w Pijalni Głównej w Krynicy-Zdroju dwa razy wstawała z miejsc, by brawami podziękować artystom. Szczególne brawa należały się doskonałej Orkiestrze Kameralnej Filharmonii Śląskiej w Katowicach pod kierunkiem Wiktora Bockmanna i świetnie śpiewającej młodej sopranistce Agnieszce Grabowskiej. Ale największe brawa otrzymał Michael Kleitman, gwiazda tego wieczoru. Publiczność doceniła, że ten uznany tenor, mimo niedyspozycji głosu, nie chcąc odwołać koncertu by nie sprawić zawodu słuchaczom, zaśpiewał w ramach 54. Festiwalu im. Jana Kiepury w Krynicy-Zdroju. Długimi brawami publiczność dziękowała za to artyście, zdając sobie jednocześnie sprawę, że aby usłyszeć w pełnej okazałości ten „złoty głos Europy” przyjdzie poczekać rok. FLESZ - Co Polacy myślą o zakazach dla niezaszczepionych? Piąty dzień festiwalu był niezwykle emocjonujący. Wieczorny koncert stał się lekcją pokory dla wszystkich. Głos ludzki jeden z najpiękniejszych instrumentów świata, należy jednocześnie do najbardziej delikatnych i wymagających. Zwłaszcza głos wysoki: sopran lub tenor. Wiedzą o tym śpiewacy, ale nie zawsze zdaje sobie z tego sprawę publiczność. Wielkie doświadczenie zawodowe Michaela Kleitmana, który przecież należy do bardzo utytułowanych artystów, otrzymał Oscara dla najlepszego wykonawcy na 4. Międzynarodowym Festiwalu della Lirica di San Remo, sprawiło że mimo choroby artysty publiczność mogła go usłyszeć. Śpiewak wykonał głównie pieśni neapolitańskie i popularne piosenki. Zabrzmiały w jego interpretacji „Granada”, „O sole mio”, „Moon River”, „Memory”, czy rosyjskie „Oczy czarne” i znana rosyjska melodia, która w Polsce nosiła tytuł „To były piękne dni”. Na słynną arię Kalafa „Nesun dorma” z opery „Turandot” Pucciniego w wykonaniu Michaela Kleitmana przyjdzie nam jeszcze poczekać. Orkiestra Kameralna Filharmonii Śląskiej w Katowicach pod kierunkiem Wiktora Bockmanna grała wczoraj znakomicie. W jej wykonaniu uwertury z oper: „Wilhelm Tell” i „Sroka złodziejka” Rossiniego, czy „Rusłan i Ludmiła” Glinki porwały publiczność. Wszystkie trzy uwertury należą do tych najpiękniejszych. Zwłaszcza miło było usłyszeć tę do „Sroki złodziejki”, i piękna, i bardzo rzadko wykonywana. Rewelacją wieczoru okazała się Agnieszka Grabowska, absolwentka Akademii Muzycznej w Łodzi w klasie śpiewu Patrycji Krzeszowskiej–Kubit, która trzy lata temu dopiero debiutowała na scenie Teatru Wielkiego w Łodzi partią Anny Reich w „Wesołych Kumoszkach z Windsoru” Nicolai’a. Tu, w Krynicy artystka wykonała trzy arie w technice śpiewu bel canto, w których nie brakowało wirtuozerii i popisowych koloratur: Noriny „Quel guardo il cavaliere” z opery „Don Pasquale” i Adiny „Prendi per me sei libero” z opery „Eliksir miłości” Donizettiego; a także arię Ninetty „Di piacer mi balza il cor” z opery „Sroka Złodziejka” Rossiniego. Świetna technika, piękny głos i wielki urok osobisty artystki sprawiły, że publiczność przyjęła ją entuzjastycznie. Kto wie, może byliśmy światkami narodzin gwiazdy? Tytuł koncertu wieczornego „Tu gdzie śpiewał Jan Kiepura” stał się dla prowadzących wieczór – Reginy Gowarzewskiej i Jacka Jaskuły – pretekstem do wspomnień o Janie Kiepurze, dla którego Krynica była miejscem szczególnym. Warto wspomnieć, że zarówno tenor Michael Kleitman, jak i dyrygent Wiktor Bockmanna byli gośćmi porannego „Spotkania z Gwiazdą”, które prowadził Piotr Nędzyński. Michael Kleitman okazał się niezwykle bezpośrednim artystą. Ciekawostką może być fakt, że ten śpiewak urodzony w Mołdawii, który spędził 20 lat życia we Włoszech, gdzie pobierał nauki śpiewu u najlepszych: Mirelli Freni, Pauli Molinari i prof. Arrigo Polo, który pracował z Luciano Pavarottim, zwrócił uwagę publiczności, że Polska ma wspaniałą kulturę. Przyznał się, że jako dziecko poznał muzykę Chopina, która go zafascynowała, zwłaszcza w wykonaniu Vladimira Horowitza. Ceni też bardzo interpretacje Krystiana Zimermana. Występ w Krynicy był jego trzecim występem w Polsce. Sporym zaskoczeniem dla publiczności był fakt, że dyrygent Wiktor Bockmann świetnie mówi po polsku. Okazało się, że urodził się we Wrocławiu i jako dziecko wyemigrował z rodziną do Niemiec, potem wrócił na studia do Polski, do Krakowa, gdzie uczył się gry na skrzypcach i ponownie wyjechał by zamieszkać w Szwajcarii. Wczesne popołudnie na festiwalowej scenie i estradzie to już tradycyjnie czas młodych artystów. Wczoraj scenę w Starym Domu Zdrojowym opanowali studenci Wydziału Wokalnego Akademii Muzycznej we Wrocławiu. W ramach cyklu „Młodzi dla Kiepury” przedstawili operę komiczną Karola Kurpińskiego „Zamek na Czorsztynie”. Pięcioro śpiewaków Anna Ziółek (Wanda), Jakub Baliński (Bojomir), Michał Stypułkowski (Nikita), Katarzyna Toboła (Łucja) i Radosław Palczak (Dobrosław) za pomocą bardzo uproszczonych środków scenicznych, wyczarowało interesujący teatr. Okazuje się, że ważny jest pomysł. Wystarczy światło, cień, kij, prześcieradło, fartuch i dobry śpiew, by wciągnąć widzów w opowieść o rycerzu Bojomirze, który wracając z walki pod Wiedniem wraz z wiernym giermkiem Nikitą zatrzymuje się w Zamku na Czorsztynie. Śpiewakom na dwóch fortepianach akompaniowali Tadeusz Zathey (kierownik muzyczny) oraz Michalina Rzeszutek. Całość wyreżyserował Marcin Misiura a spektakl zapowiedział Jacek Woleński. Było to świeże, młode przedstawienie. Brawo! Dziś 12 sierpnia, wieczorem, w szóstym dniu im. Jana Kiepury w Krynicy-Zdroju, organizowanego przez Gminę Krynica-Zdrój i Centrum Kultury w Krynicy-Zdroju, zobaczymy „My Fair Lady” Fredericka Loewe w wykonaniu artystów Teatru Wielkiego w Łodzi. Ten niezwykły musical od czasu swojej premiery w 1956 roku, święci triumfy i bije rekordy popularności na scenach teatrów całego świata. Tej inscenizacji, która przyjeżdża z Łodzi do Krynicy nie wolno przegapić. Agnieszka Malatyńska-Stankiewicz rzecznik 54. Festiwalu im. Jana Kiepury w Krynicy-Zdroju Sezon na grzyby trwa. Pani Marta z Muszyny pokazała swoje zbiory Pięciogwiazdkowy hotel w słynnym uzdrowisku będzie gotowy w przyszłym roku!Sławy w Nowym Sączu. Był Jarosław Kaczyński, teraz pojawił się Jaś Fasola z misiemOdpust w sądeckiej bazylice znów przyciągnął tłumy wiernychGmach Instytutu Ekonomicznego powstaje w ekspresowym tempie. Zobaczcie sami Polecane ofertyMateriały promocyjne partnera

spiewal o niej jan kiepura